Ogłoszenie

Prosimy wszystkich graczy o zapoznanie się z regulamin forum.
Po długiej przerwie znowu wracamy! Nowym Head Adminem została InnocentAngel, znana też jako Itasia. Administracja życzy wszystkim graczom wspaniałej i długiej gry. Wprowadziliśmy kilka drobnych zmian, zmieniliśmy wygląd forum na wiosenny oraz zmieniliśmy system starterów (teraz każdy może wybierać pierwszego pokemona z wszystkich dostępnych; wyjątki to: smoki, legendy, wyższe formy, shiny). Zanim jednak złożycie zapis u wybranego MG, przeczytajcie regulamin i poradniki, znajdujące się w 'Systemie Gry'. Po przeczytaniu ich zapraszamy także do tego tematu, gdzie można wybrać swoją profesję.

Aby uczcić powrót forum postanowiliśmy zrobić taki mały konkurs na powitanie, dla wszystkich zarejestrowanych. Konkurs będzie trwać do 20 maja. Polega on na wykonaniu pracy o tematyce Pokemon. Waszym zadaniem jest narysowanie, bądź napisanie opowiadania. Praca ma dotyczyć wiosny w świecie Pokemon. :3 Co do rysunków, to mogą być one zrobione na kartce albo w programie graficznym, pełna dowolność. Więcej informacji: klik
***

Zapraszamy także do wzięcia udziału w loterii maja. Możecie w niej wygrać jaja pokemonów, tak więc nagrody są bardzo atrakcyjne. Niestety, nic nie ma za darmo i za jeden los musicie zapłacić 200$. Więcej informacji: klik.

#1 2012-05-14 14:13:25

 Sai Akuto

http://i41.tinypic.com/13zvb8.png

Zarejestrowany: 2012-05-06
Posty: 70
Punktów :   

Shin Sekai (jap. Nowy Świat)

Rozdział 1 - Pojawienie



Rok 2150, brama do piekieł została otwarta sto lat temu. Od tego czasu nasz magia całkowicie zniknęła. Z jednej strony dobrze, przestępczość drastycznie zmalała po tych wydarzeniach. Z drugiej strony staliśmy się bezbronni. Jedyną rzeczą którą możemy teraz zdobtć by zdobyć moc to podpisanie paktu z diabłem lub stanie się marionetką aniołów. Dla wielu ta pierwsza opcja, nikt nie chciał stać się pupilkiem "dobrych duchów" i stać się czym znienawidzonym przez ludzkość. Anielskie dusze pilnują nas na każdym kroku i karzą za nawet najmniejsze złamanie zasad. Z drugiej strony piekło, które za podpisanie kontraktu ofiarowywało moc i nie nękało nas już nigdy więcej. Był jednak haczyk, człowiek który "sprzedał się" diabłu musiał spłacać specjalny kontrakt, którego zasady ustalał ze swoim grzesznym przyjacielem - duszą otrzymaną z otchłani piekieł. Anioły nie mogły pozostawić takich zachowań bezkarnie, zaczęły się masowe egzekucje potępionych. Tych jednak nie ubywało, wręcz przeciwnie, było ich coraz więcej. Nie ujawniali się z tym jednak tak odważnie jak kiedyś, ukrywali się w cieniu. Zaczęła się wojna między zwolennikami nieba a zwolennikami piekła, walka między świętymi a potępionymi. Gdy będzie się to ciągnąć dalej ludzkość nie wytrzyma długo... przyszło nam czekać tylko na Seirei-nush, który nie nadszedł.

Dziewiętnaście lat wcześniej (2131), obrzeża Tokio.
Zakapturzona postać idzie idzie przez część miasta zamkniętą z powodu niebezpiecznych zdarzeń paranormalnych. Podobno to tu jest gdzieś otwarta szczelina do piekła. Jest noc, około godziny 23. Księżyc ma przerażający czerwony kolor, jakby był cały skąpany we krwi. Dzielnica była jak już wcześniej była mowa opuszczona, otoczona wysokim płotem kolczastym, prawdopodobnie pod napięciem. Na ulicach stało kilka opuszczonych samochodów, wszędzie toczyły się śmieci. Każdy dom był pozabijany deskami. W niektórym miejscach znaleźć można było ludzkie kości. Biedacy, nie zdążyli uciec na czas.
Postać szła powolnym krokiem, szurając stopami po ziemi. Z każdym kolejnym krokiem w powietrze wznosiło się coraz więcej pyłu wymiatanego z ziemi przez stopy tajemniczej osoby. W rękach trzymała coś zawinięte w szmatkę. Postać podeszła do jednego z domów i zostawiła to coś na ziemi.
- Taka jaka była umowa. Spłaciłem dług. - powiedziała do zamkniętych drzwi i odeszła. A rzeczą jaką zostawiła przed drzwiami, a raczej kto... było to małe dziecko. Wnętrza budynków zajaśniało czerwone światło i rozbrzmiał śmiech, słyszalny z odległości do dwóch kilometrów.

Rok 2150, okolice centrum Tokio godzina 17.30.
Piętnastolatek siedzi sam na kontenerze i gra na swojej nowej konsoli, którą dostał na urodziny od rodziców. Taki sprzęt był drogi i bardzo trudno było go dostać w obecnych czasach. Była to tylko zabawka dla dzieci bogaczy wypychających poduszki banknotami. A to dziecko do takich raczej nie należało. Było ubrane w podarte dżinsy i za małą o dwa rozmiary bluzę, buty miał poobcierane chyba z każdej strony. Ogólnie widać było, że należy do biednej części ludzkość. Ale mimo to miało tak drogą i rzadką zabawkę. Było to bardzo podejrzane. Do uliczki w której siedział chłopczyk weszła jakaś postać ubrana cała na biało. Chłopiec oderwał się od gry bo zauważył, że jakiś cień pada na jego konsole. Podniósł głowę i spojrzał kto to. Zobaczył mężczyznę.
- Co ty tam masz młody. - powiedział mężczyzna w białych szatach.
- Ja...ee.. to jest... konsola. A kto pyta? - powiedział chłopiec ze strachem w głosie.
- Święta Inkwizycja, Ishida Uryuu. Skąd masz tą konsole? - spytała postać groźnie postać.
- Dostałem od rodziców... na urodziny. Bardzo ciężko pracowali by ją dla mnie kupić. - powiedział nieśmiało chłopiec. Ishida wyrwał mu konsolę z ręki i sprawdził kod modelu w specjalnym urządzeniem.
- Kradziona. Okłamałeś mnie. Złamałeś dwa punkty, musisz zostać ukarany. - w jego ręku pojawił się łuk. Uryuu zaczął napinać cięciwę i celować w chłopca. Ale przerwał gdy usłyszał za plecami jakiś hałaś. Jakby ktoś nadepnął puszkę od napoju. Gdy obejrzał się zobaczył idącą w jego stronę postać w kapturze.
- Cofnij się. Jestem z Świętej Inkwizycji. - powiedział Ishida, bez efektu. - Powiedziałem cofnij się! - nadal nic. Gdy Ishida miał strzelać do postaci ta zniknęła jakby jej tam w ogóle nie było. Pojawiła się jednak z znikąd przy przedstawicielu inkwizytorów. Postać walnęła nim o ścianę. Jego twarz była zakryta kapturem.
- Jak śmiesz mnie dotykać! Zabiję c...!
- Zamknij się, jesteś tylko marnym pupilem na usługach aniołów. Takie ścierwo jak ty nie powiano nawet patrzeć w stronę ludzi, a co dopiero grozić im. - chłopka zdjął kaptur, pokazał swoją twarz. Lewą ręką ciągle przypierał mężczyznę do muru.
- Kim jesteś? - rzekł ubrany na biało Ishida zaciskając zęby ze wściekłości i bezradności.
- Ja...? Chyba mogę ci powiedzieć i tak to są twoje ostatnie sekundy życia, moje imię to... Sai Akuto. Władca dusz... przybył. - po czym uderzył otwartą dłonią w klatkę piersiową Ishidy. Ręka wbiła się ciało mężczyzny jak w masło, najciekawsze było to, że nie pojawiła się żadna, nawet najmniejsza kropla krwi. Ręka wchodziła coraz dalej... jednym szybkim ruchem Sai wyciągnął rękę a za nią z ciała inkwizytora wyszła jego przezroczysta podobizna. Była to dusza, która zniknął zaraz później. Chłodne ciało Uryuu upadło na ziemię. Sai podniósł konsolę z ziemi i podał chłopakowi, który nie rozumiał co się właśnie stało. Pogłaskał go po głowie, założył kaptur i odszedł.

W tym samym czasie na drodze prowadzącej do Tokio, przed samym miastem.
Na motocyklu jednie chłopak, który nagle zjeżdża na pobocze drogi. Wpatruje się w miasto i w jego świecącą aura. Następnie przesuwa swój wzrok nad siebie w złote chmury, miejsce zamieszkania dobrych dusz, w niebo zwane niegdyś rajem, a teraz uważane za prawdziwe piekło.
- Nie można wiecznie uciekać... będzie trzeba tu zrobić porządek. - powiedział do siebie chłopak po czym jechał dalej.

Rozdział 2 - Przeznaczenie



Rok 2137, opuszczony dom w zamkniętej dzielnicy.
W tym domu mężczyzna zostawił dziecko sześć lat temu. W środku stoi postać w długim płaszczu z kapturem, który spoczywał na jego głowie. Ubranie było dość stare i śmierdziało wilgocią. Z pod kaptura wystawały długie, siwe włosy, które upadały na plik. Przed mężczyzną na ziemi siedział sześcioletni chłopiec. Wpatrywał się on w podłogę i bawił się kurzem, rysując na podłodze dziwne kręgi.
- Sai... - powiedziała postać grubym głosem tak głośnym, że jedna z desek podtrzymujących dach się osunęła i spadła z hukiem na ziemię. - ... nowy władca dusz. Nauczyłem Cię już wszystkiego co powinieneś umieć.
Chłopiec ciągle kreślił okręgi na podłodze, gdy mężczyzna skończył mówić dopiero podniósł głowę i spojrzał na niego.
- Teraz musisz odejść. Będziesz dorastać wśród ludzkich dzieci... ale zanim odejdziesz mam dla ciebie jeszcze mały prezent. Przyjmiesz go?
Mały Sai wstał i niepewnie kiwnął głową zgadzając się. Starzec nie powiedział ani słowa tylko wystawił ręce przed siebie, w stronę chłopaka. Z rękawów tajemniczej postaci wyłoniły się dwie bestie przypominające trochę węże. Nie były one jednak prawdziwe, to znaczy prawdziwe były tylko nie były żywe... no po prosu były one stworzone z energii. Jeden z nich był fioletowy a drugi żółty. Oba stworki zaczęły latać koło chłopaka, mimo to zdawało się, że chłopiec nie odczuwa strachu. Coś huknęło, Sai uderzył w ścianę budynku, prawie całkowicie łamiąc deski, nie wypadł z budynku tylko dlatego, że te dwa "węże" uniosły go w powietrze. Dwa stworzenia wydawały z siebie coś jak syczenie, rozbrzmiał krzyk. Wąż zaczął wchodzić do ciała chłopca przez usta, drugi to samo. Chłopak upadł na ziemię. Ostatnią rzeczą jaką widział była sylwetka mężczyzny znikająca w mgle. Sai stracił przytomność.
Obudził się w jakimś parku, nad jego głową stał inkwizytor a w oddali policja. Bez słowa zabrali chłopaka i wsadzili do sierocińca, gdzie spędził dwa lata. Adoptowała go bogata rodzina Akuto i wychowała jak swoje dziecko. Nie wiedzieli jednak o mrocznej tajemnicy w ciele Sai'a. Alo to było dawno... minęło już jedenaście lat.

Rok 2150, teraźniejszość. Rezydencja rodziny Akuto.
Ludzie, którzy adoptowali Sai'a zginęli dwa lata temu. Chłopak dostał w spadku dom, a raczej willę, cały majątek i rodzinną firmę. Tak więc miał jak żyć i nie przejmował się przeszłością. Pamiętał kim jest i pamiętał słowa mężczyzny. Słowa, mówiące o tym, że nie ma się wyróżniać. Było to raczej trudne ze względu na jego nazwisko. Kilka razy kusiło go bu użyć mocy... to prawda, ale wtedy wszystko to na co pracował przez te lata, tożsamość jaką wyrobił sobie wśród ludzi, wszystko zniknęło by bez śladu. Całe to ukrywanie się miało skończyć się właśnie dziś.

Wybiła północ jak zwykle Sai jeszcze nie spał, siedział w swoim pokoju i wpatrywał się w kapiący deszcz. Od jedenastu lat czekał na coś... na jakiś sygnał. Nic takiego jednak nie miało nawet tej nocy. Akuto wziął ręcznik z łóżka i wyszedł z pokoju. Jego celem była łazienka. Nim jednak do niej wszedł usłyszał na niższym piętrze kroki. Chłopak rzucił ręcznik i zbiegł na dół po schodach.
- Kto tam! - krzyknął wchodząc do salonu. Przed wejściem zobaczył postać w zmoczonym płaszczu. Był to ten sam płaszcz co widział w wieku sześciu lat.
- Witam się Sai... - powiedział mężczyzna tym samym grubym głosem. Żyrandol zadrżał.
- No w końcu się pokazałeś staruszku. - powiedział na luzie Sai zapraszając gościa do środka. Oboje stali w salonie, zapadła długa cisza, słychać było tylko padający za oknami deszcz. Mężczyzna odezwał się w końcu.
- Już czas.
- Skoro tu jesteś to domyślam się. - Sai odwrócił się do okna i wpatrywał się w cieknące po szybie krople wody.
- Wszystkie strażnicze piekielne dusze podpisały kontrakt. Na anioły nie mamy co liczyć mój chłopcze. Są wpatrzone w swojego nowego boga jak w obrazek. Znajdź ośmiu potępionych. Wtedy wrócę. - gdy Sai się odrócił mężczyzny już nie było. Rozpłynął się w powietrzu, została po nim tylko mała kałuża zostawiona przez krople wody spływające po jego płaszczu. Sai wziął szybki prysznic i poszedł spać. Następny dzień mógł być ciężki.

Tymczasem na obrzeżach Tokio, noc.
W jednej z ciemnych uliczek ucieka mężczyzna ubrany na czarno. Jest cały zdyszany i spocony, a w jego oczach widac tylko strach. Strach przed tym co go goni.
- Nie Uciekniesz! - wydobył się głos znikąd. Mężczyzna oparł się o ścianę i rozglądał nerwowo na boki. Na szczęście głos zniknął a nękający go dotąd odgłos silnika ucichł. Chłopak odkleił się od muru i zaczął powolnym niepewnym krokiem iść w stronę głównej ulicy. Gdzie wydawało mu się, że jest bezpieczniejszy. Źle myślał, nim jego noga przekroczyła próg uliczki jego rękę owinął łańcuch i pociągnął w głąb ciemnej uliczki. Gdy odwrócił się zobaczył... płonącą czaszkę zaraz przy jego twarzy. Demon chwycił go za szyję i przyparł do ściany.
- Jesteś winny! Spójrz mi w oczy! - spojrzenia mężczyzny i demona spotkały się. - Twoja dusza została splamiona krwią niewinnych! Poczuj ich ból! - w głowie mężczyzny zaczęły przelatywać obrazy jego grzechów. Czół niewiarygodny ból w całym swoim ciele... ból, który on kiedyś zadał innym. Jego oczy stały się czarne jak węgle, a jego ciało padło na ziemię w bezruchu.
Demon wsiadł na swój motor i odjechał, pozostawiając martwego mężczyznę. Jego ciało pozostało oparte o mur, a w ręce trzymał odznakę świętej inkwizycji.

Rozdział 3 - Poszukiwania



Sai wziął rady staruszka do serca i następnego dnia rano zamierzał rozpocząć poszukiwania wspomnianych potępionych.No ale to dopiero rano... teraz jest noc, trochę po pół nocy.

Wymiar niebios, twierdza inkwizycji.
Wielkie masywne drzwi otwierają się wydając skrzekot na całą salę. Była ona wielki i przypominała salę tronową w jakimś zamku. Na środku był długi czerwony dywan prowadzący aż do drzwi na końcu. Po bokach dwa wielkie prostokątne stoły. Na ścianach zobaczyć można było pełno obrazów, powieszanych między małymi, wąskimi oknami. Sufit był bardziej nowoczesny, było na nim kilkanaście wielkich lamp, które z łatwością oświetlały i tak nie za ciemną salę.
Do opisanego pomieszczenia wszedł człowiek ubrany na biało z krzyżem na szyi... prawdopodobnie... nie, na pewno Inkwizytor. Przeszedł on przez całą salę rzucając wrogie spojrzenia przebywającym tam aniołom. Co raczej było dziwne, mało kto pozwalał człowiekowi na takie przywileje. Musiał to być ktoś ważny albo wyskoki rangę wśród ich społeczności. Gdy doszedł do końca sali dopiero tam uklęknął. A drzwi otworzyły się... wyszedł z nich jakiś inny inkwizytor, tym razem anioł.
Warto tu wspomnieć, że święta inkwizycja dzieli się na dwie grupy. Tą ludzką, która posiada zaledwie część anielskiej mocy i zajmuje się kontrolowaniem ludzi z ich poziomu. Drugą grupą jest anielska inkwizycja, która jak sama nazwa wskazuje składa się z aniołów. Wykonują one prace, których nie dają radę wykonać ich ludzkie sługi. Co zdarza się raczej rzadko... w całej historii były tylko dwa takie przypadki.
- Panie, zniknęło dwóch naszych inkwizytorów. - powiedziała klęcząca postać ze spuszczoną głową. Mężczyźnie było wstyd, zę do tego dopuścił i nie mógł teraz spojrzeć w oczy przełożonego, takie były zasady.
- Naprawdę? Jak? - powiedział surowo anioł, który chodził lekko zdenerwowany w tą i z powrotem.
- Oboje... oni... nie mieli duszy. - rzekł inkwizytor. W jego głosie można było wyczuć strach.
- Skora generał ziemskiej inkwizycje nie może upilnować własnych ludzi... nie jest mi on już potrzebny.
- Ale...! - inkwizytor zerwał się szybko na nogi i spojrzał na swojego przepatrzonego. Nie dał rady dokończyć  tego co chciał powiedzieć. Na jego polik trysnęła krew, jego własna krew. Gdy spojrzał w dół zobaczył włócznie anioła wbitą w jego brzuch. Gdy anioł wyją ją ciało upadło, był martwy.
- Posprzątać tu!

Dźwięk budzika obudził Sai'a o ósmej. Jak zwykle rano podpisał kilka dokumentów i wysłał je do swojej firmy. Mógł już spokojnie zjeść coś i się ubrać. Tak właśnie zrobił, ale nie zajęło mu to dużo czasu... o dziewiątej miał już wszystko z głowy. Nadszedł czas na cele wyższe, czyli znalezienie osób, o których mówił starzec zeszłej nocy. Tak więc... do dzieła.

Przechadzał się po ulicach Tokio w szarej bluzie z kapturem. Miał wyglądać jak zwykły mieszkaniec tego zatłoczonego miasta, nie mógł się wyróżniać. Idąc przez ulicę wiedział kto ma w sobie piekielną duszę, jako władca dusz widział to. Inkwizytorów zresztą tak samo. Zwykła dusza miała kolor żółty, piekielna czerwony a niebiańska niebieski. Władca dusz mógł postrzegać świat właśnie tak, lub jak zwykły człowiek. Gdy używał swego przenikliwego wzroku jego oczy świeciły się fioletowym światłem, dlatego często nosi wtedy kaptur na oczach. Wszystko po to by nie wyróżniać się z tłumu. Wszyscy bowiem teraz nosili kaptury, ukrywali swoją tożsamość dal nieznajomych. Toczyła się po prostu walka o przeżycie w świecie nadto sprawiedliwym.

Idąc tak Sai minął co prawda kilku potępionych, ale ich dusze były za mało wyraźne by były one strażniczymi duszami piekieł. A raczej byłymi piekielnymi duszami, stały się one bowiem wygnańcami. Odeszli z piekieł dawno przed otwarciem bramy, ale większość z nich czekała na podpisanie paktu do niedawna. Teraz jednak jest już przesądzone, wszystkie mają swoich potępionych, a zadaniem Saia Akuto, władcy dusz jest zebranie ich i przywrócić świat do normalności.
Aż tu nagle na ulicy doszło do pewnej stłuczki... a sprawką to było pewnego chłopaka na motorze. Motor zatrzymał się chwilę dalej, zatrzymała go inkwizycja.
- Inkwizycja! Co ma pan na swoje usprawiedliwienie. - spytał inkwizytor stojąc z łukiem w ręce, gotowy był szczekać nawet przy takim tłumie jaki był dziś na ulicach. Kierowca zdjął kask, był to John Morroison, znany z częstych stłuczek.
- Jak zwykle na mnie... udowodniłem już wiele razy, że wszyscy ci kierowcy byli piani. Jak pan inkwizytor chce to możesz sprawdzić. Tam jest pojazd. - pokazał na samochód stojący na dachu, z którego wygrzebywał się człowiek.
- Co... ale on miii wieachł przed pojazd. To... nie jestt moja.. wina. - rzekł mężczyzna idąc powolnym, zygzakowatym krokiem w ich stronę. Wyglądało na to, że John ma rację i ten człowiek jest piany.
- Przepraszam, może pan odjechać. A ty... złamałeś zasady. - po czym Inkwizytor wpakował kilka strzał w ciało pianego i na spokojnie odszedł, zostawiając ciało na środku drogi. John uśmiechnął się i odjechał na swoim motorze. Sai obserwował to z boku. Zobaczył tam coś czego szukał już od jakiegoś czasu. John był potępionym i to nie takim zwykłym. Emitowało z niego intensywne światło. Władca dusz poprawił kaptur i zaczął iść za światłem. Dotarł do małego domku, lekko zrujnowanego, widocznie nikt go dawno nie sprzątał. Sai wszedł po schodach do drzwi i zapukał. Bo jakiś pięciu minutach czekania otworzył mu wcześniej widziany blondas.
- Czego chcesz? - rzekł John ale widząc postać w kapturze natychmiast chciał zamknąć drzwi. No nie udało się... Sai przytrzymał je ręką i nie pozwolił się im zatrzasnąć. Jego głowa była spuszczona, tak więc nie widać było jego twarzy. Nagle podniosła się i spod kaptura John zobaczył parę żarzących się na fioletowo oczu.
- Twojej... duszy! - powiedział Akuto i popchnął drzwi tak mocno, ze John upadł na ziemię. Wszedł do środka jak do siebie i zakluczył za sobą zamek w drzwiach. - Ładnie tu... co prawda mógłbyś tu posprzątać, ale nie mnie się czepiać. - John zerwał się szybka i popychając Sai'a do ściany zaczął grozić mu pięścią.
- Spadaj stąd! - krzyknął chłopak i wziął zamach ręką, w wiadomym celu.
- Kiedy mnie trzymasz... - Sai wziął jego rękę i prawie mu ją wykręcił. - Słuchaj... nie mam czasu na zabawy. Szukałem cię Johny! Ciebie oraz tego co masz w środku.
- W środku. Wiesz o Tatsumaki?! - John nagle się wyrwał i chwycił za głowę. Zaczął krzyczeć, głowa go bolała tak bardzo, że nie dało się tego wytrzymać. Z bólu uklęknął i skulił się prawie w kłębek schylając głowę do ziemi. Gdy ją podniósł jego oczy były zielone i odezwał się zupełnie innym, dziewczęcym głosem...
- Seirei-nushi... wiedziałam, że w końcu się pojawisz.
- Tatsumi jak mniemam?
- Taaak.
- Wiesz po co przyszedłem, a przynajmniej domyślasz się prawda. Twoje przeznaczenie jest blisko. - Sai zaczął grzebać w kieszeniach bluzy, wyjął z niej jakąś kopertę. I wręczył ciału Johnego. - Tu masz miejsce spotkania i małe wyjaśnienia dla twojego przeklętego. - Sai ziewnął i bez przegnania wyszedł z budynku trzaskając za sobą drzwiami. Gdy dwi uderzyły John ocknął się z kopertą w ręce. Słyszał głos w głowie, który zazwyczaj daje mu spokój po spłaceniu kontraktu. "To nasze przeznaczenie John, to nasze przeznaczenie" - mówił głos brzmiący jak echo.

Rozdział 4 - Twarzą w twarz



Sai po wyjściu od Johnego udał się prosto na obiad do swojej ulubionej knajpy. Jak zwykle trudno było tam o stolik, ale dla chcącego nic trudnego. Akuto dostał dobrze osadzony stolik w prywatnej części. Zjadł w spokoju i wypił dwa piwa, tak na odprężenie. Wyluzowany wyszedł i szedł przed siebie zatłoczoną ulicą Tokio. Musiał znaleźć jeszcze resztę potępionych, a nie koniecznie byli oni w Tokio. Wszędzie wokół nędza i przestraszenie ludzie... straszny widok. W pobliżu nie było ani jednej potępionej duszy... nagle Sai zatrzymał się. Koło niego przeszedł pomarańczo włosy chłopak, na oko miał gdzieś około dziewiętnaście lat. Nic w tym niezwykłego, z wyjątkiem tego, że chłopak ten był "pusty", tzn. nie miał duszy, a przynajmniej Sai jej nie widział. Władca dusz obejrzał sie za rudym ale ten zniknął w tłumie. Przetarł oczy zakryte pod kapturem i zaczął iść dalej. No a dalej, jak łatwo się domyśleć - nic, w końcu nie łatwo znaleźć kilka osób w tak dużym mieście. Z czego większość z nich się zapewne ukrywa.

Sai w końcu coś dostrzegł, było to jasne czerwono-fioletowe światło światło rozbłyskające w jednej z uliczek. Oczy Sai'a wróciły do normalności (stają się fioletowe jak chce widzieć dusze, pisałem to chyba a to jakby komuś umknęło), by nie zaburzać mu widzenia. Akuto przebiegł przez ulicę mijając wszystkie samochody, kilka razy miał prawdziwe szczęście kiedy pojazdy minęły go o włos. Uliczka w którą skręcił widziany potępiony była długa, nawet bardzo. Na dodatek rozwidlała się w kilku miejscach.. nie obeszło się bez ponownego użycia wszech wzroku.
- To się chowałeś. - powiedział do Sibie Sai widząc przez ścianę ledwo widoczne światła, a przy nim... - A to... cholera!
Gdy Sai dobiegł w miejsce gdzie widział sylwetkę potępionego zobaczył na miejscu ciało człowieka i pełno krwi. Nad zwłokami stał mężczyzna, jego ręce były całe we krwi. Był to Itachi Uchiha - seryjny zabójca szukany przez Inkwizycję za kilkanaście morderstw. Itachi był spokojny widząc innego człowieka, w końcu wystarczyło go zabić. Mężczyzna wyciągnął nóż z kieszeni i wyszeptał coś. Pojawiło się kilka jego klonów, które wraz z prawdziwym rzuciły się na Sai'a. Akuto zignorował wszystkie klony, które zniknęły zaraz po dotknięciu go... zostały tylko trzy postacie. Jedna z nich rzuciła się na niego. To był prawdziwy Itachi, Sai złapał jego rękę kiedy nóż prawie wbił się w jego ramię.
- S.. Skąd ty...? - wyjąkał z siebie Uchiha. Głowa Sai'a zbliżyła się do jego, aż w końcu oberwał z niej i poleciał w kontener. W ręku AKuto został tylko jego nóż, którym zaczął się bawić.
- Twoje sztuczki na mnie nie działają. Mistrz iluzji, co? Potępiony, Itachi Uchiha i jego dusza strażnik - Kyomu. To ty prawda? - Sai zaczął chodzić w tą i z powrotem, a gdy Itachi się podnosił rzucił nożem przyczepiając jego ubranie do kontenera. - Odpowiedz.
- Taa... zadowolony? Skąd ty to wszystko wiesz? - czarnowłosy rozdarł ubranie, bo nie mógł wyciągnąć noża, który wbił się za mocno w kontener. Podniósł się i otrzepał ubranie. Rzucił przenikliwe spojrzenie na zakapturzoną postać stojącą przed nim.
- Co za spojrzenie... to ma mnie przestraszyć. - głos Sai'a wydobył się z pod kaptura ale Itachi słyszał go jakby dochodził z każdego kierunku . Postać Sai's w ułamku sekundy znalazła się przy Itachim, który zobaczył tylko charakterystyczne oczy władcy dusz, oczy o świecącej fioletowej tęczówce. Mężczyzna wystraszony zaczął się cofać. Potknął się o jakąś butelkę i upadł, miał drgawki przez dobre kilka minut. Zniknęły one tak szybko jak się pojawiły, a Itachi podniósł się bez użycia jakiejkolwiek kończyny, po prostu poniósł się jakby coś go uniosło.
- Hie hie, witam cię. Jestem... nie powiem ci. - powiedział Itachi innym skrzekliwym głosem. Zachowywał sie zupełnie inaczej niż wzęsniej, był bardziej nieprzewidywalny.
- Wiem kim jesteś... Kyomu. - Sai był spokojny i opanowany jak zawsze. Patrzył na opętanego mężczyznę i czekał na jego odpowiedź.
- Coś ty taki poważny, hie hei... pobawmy się w zagadki.
- Nie ma czasu... to już! - krzyknął Sai a Kyomu podskoczył w górę.
- Dokładnie taki jak myślałem... władca dusz. Chodźmy więc. - powiedział duch po czym ukłonił się. Wrócił Itachi.
- Dzięki temu trafisz na miejsce. - Sai rzucił mu to samo co dał Johnowi i zaczął odchodzić. - Aha, i na twoim miejscu poszedł bym stąd...  niedługo przyjdą inkwizytorzy. - Itachi kiwnął głową i rozeszli się, każdy w przeciwną stronę.

Na następnego potępionego nie trzeba było szukać długo. Według tego co gadali ludzie, jeden mieszka w opuszczonej fabryce poza miastem. Sai od razu gdy usłyszał plotkę udał się tam. Dostał się tam tam w nie całą godzinę, przed nim stały grube masywne drzwi pancerne. Chłopak postanowił jednak nie pikać i zrobić mieszkającemu tam niespodziane. Nie udało się to jednak, gdyż drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. W środku było wielki pomieszczenie... i nic poza tym. No nic pomijając wielką czarną chmurę na środku. Chmurę, z której zaczęły wylatywać rozerwane na strzępy ciała inkwizytorów. Było ich chyba trzech, jednak ciała były w takim stanie, że trudno powiedzieć. Chmura opadłą. W samym środku stał Inad Gray, sierota w posiadaniu ducha ciemności - Yamiego. Wyglądał jakoś inaczej. Nie jak zwykły potępiony, a raczej jak wampir. Jego oczy były calutkie czerwone, a po jego rękach spływała święta krew inkwizytorów. Taki miał wygląd zaledwie kilka sekund po zniknięciu chmury, później wrócił do normalności. Jakby nigdy nic podszedł do Sai'a i podał mu rękę, wcześniej ocierając ją z krwi.
- Inad Gray, a ty zapewne jesteś Władcą Dusz? - Sai ściągną kaptur po tych słowach młodzięca.
- Ta, wygląda na to, żeś się mnie spodziewał. No i miałeś gości. - Sai spojrzał i na ciała leżące w koncie.
- Ach, tak... jak co dzień. - w drugim końce leżała większa sterta kości. - Na szczęście wyrzuciłem tę z zeszłego tygodnia.
- Wiesz o mim przybyciu... czyli twój duch ci wszystko wyjaśnił?
- Taa, mam z nim dobry kontakt. Nie tak jak większość potępionych. To gdzie spotkanie?
- Tu. - Sai wyciągnął tą samą kopertę z mapą co dał poprzedniej dwójce i wręczył ją potępionemu Yamiego. Gdy ten podrósł głowę Sai'a już nie było w budynku.

Na następnego, a raczej następną potępioną wpadł tak po prostu na ulicy. Była to młoda szkarłatnowłosa dziewczyna Alonse Kuragari. Wychodziła ona ze swoimi pięcioma kotami, prawdopodobnie do weterynarza. Sai zdjął kaptur z głowy i podszedł do dziewczyny.
- Może pomogę? - zapytał drastycznie mieniając swój charakter na bardziej uprzejmy. Teraz pierwszy raz od dawna uśmiechnął się.
- Co... a jak chcesz. - powiedziała zimno dziewczyna gasząc jego zapał do pomocy.
- Pomogę. - uśmiechnął się ponownie, ale teraz było to bardziej wymuszone.
- Ok. - dziewczyna zawołała taksówkę i oboje wsiedli do niej, właściwie to w siódemkę.
Miasto było tego dnia wyjątkowo przejezdne, normalnie o tej porze stoi się w korkach godzinami. Dzisiaj nie, dojechali na miejsce zaledwie w pół godziny. Dwója weszła do lekarza i tam się rozstali. Alosne z kotami weszła do środka a Sai czekał na nią w poczekali. W końcu ktoś musiał zapłacić za taksówkę. Wizyta zleciała szybko, kotą nic nie dolegało. Weterynarz przypisał im tylko jakieś odżywki, a tak koty były zadbane idealnie. Lekarz mówił, że nigdy nie widział bardziej zadbanych niż te pięć. Sai był zmęczony, zasnął w poczekalni. Ze snu wybudziła go pięść Alose uderzająca jego polik.
- C... co się dzieje!
- Jedziemy. Weź koty. - powiedziała krótko dziewczyna i wychodzą z trzema kotami na rękach. Dwa zostały i wskoczyły na Sai'a. No co miał zrobić, wolał nie zadzierać z nowo poznaną szkarłatnowłosą nawet jeśli jest władcą dusz, więc wziął oba koty i poszedł do czekającej taksówki. Gdy podjechali pod dom Alonse, Sai zapłacił i pomógł jej zabrać się z kotami do mieszkania. Był już wieczór.
- Dzięki. - Alonse zamknęła chłopakowi drzwi przed nosem. Sai zapukał prawie od razu. Otworzyła mu... cała mokra, owinięta ręcznikiem.
- Heee! Już się zdążyłaś się wykąpać! - Sai'owi opadła szczęka. No ale wiedział, że jej duchem jest Arashi - dusza wody.
- O... to ty. - i znowu by zamknęła drzwi gdyby nie przytrzymał ich ręką.
- Co powiesz na kolację?
- Z tobą... ... ...? Czekaj. - po 30 min wyszła przebrana. - Ale ja wybieram restaurację.
Alonse wybrała restaurację specjalizującej się w ostrej kuchni, najlepsza w mieście i nie zbyt droga. Dziewczyna zmuwiła swoje ulubiane danie a Sai tylko butelkę wina, którą wypił od razu po przyniesieniu. Całą pozostałą część kolacji wpatrywał się w Alonse. A ta tylko w talerz. Gdy raz na na niego spojrzała zobaczyła mroczne fioletowe oczy, które jej tylko błysnęły, bo zaraz wróciły do normalności. Dziewczyna udała, że tego nie widziała i wróciła do jedzenia. Po kolacji Akuto odprowadzał ja przez na skróty, przez dachy wieżowców. Tam dziewczyna chwyciła go za szyją i wychyliła poza krawędź.
- Kim ty jesteś!? - Sai nie musiał już udawać, mógł być w pełni sobą.
- A jak myślisz... władcą dusz. - Dziewczyna wciągnęła go z powrotem.
- Arashi to on? - nastała cisza. - Seirei-nushi dawno się nie widzieliśmy... dawno nie byliśmy na randce.
- Że co?
- No tak... to nie ty. Przepraszam za to. Powiedzmy, że nic nie słyszałeś. - głos Alonse stał się bardziej delikatny i cichy, to było to samo co spotkało Johna i Itachigo, częściowe przejęcie.
- Staruszek wzywa, pora się zebrać. - wyciągnął kopertę z mapą i dał ja potępionej, a raczej jej ciału.
- Jasne...że przyjdziemy. - odpowiedziały wspólnie.

Następnego dnia też nie miał kiedy odpoczywać. Zostały cztery dusze do znalezienia. Poszukiwania przebiegały cały następny dzień.

Zamknięta lodziarnia na obrzeżach Tokio.
Sai wchodzi do środka, pierwsze co czuję to chłód a następnie to, że jego nogi zamarzają. W ostatniej chwili wyskakuje z kałuży. Zza rogiu wyłoniła się postać z soplem w ręce. Sai zrobił unik w ostatniej sekundzie i znokałtował napastnika. Był nim Son Gojīta.
- Następny, odważny. - powiedział Sai ziewając do siebie. - Dalej, wstawaj. - wyciągnął rękę do Sona i pomógł mu wstać.
- Sory, nie wiedziałem, że to ty.
- Czyli?
- Czyli władca dusz... Sai Akuto. Obserwowaliśmy cię/
- Fajnie, ale weź to. - wręczył mu charakterystyczną kopertę.
- Tak, spotaknie.
- Owszem. A teraz wybacz, mam jeszcze kilka dusz do zwerbowania.

Tym razem Sai był przygotowany, wiedział gdzie znaleźć potępionych. Następna na liście była Saa Falco. Poszukiwana podpalaczka. Sai był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Doszło do pożaru jednego z wieżowców, należącego do konkurenci firmy rodziny Akuto. Z miejsca wypadku ucieka mała sylwetka w białej bluzie, na pewno dziewczyna. Sai pobiegł za nią.
- Czekaj. - powiedział i chwycił ją za rękę i przyparł do ściany jakby ją całował, ale tak naprawdę nie zbliżył się zbytnio. Koło nich przebiegł Inkwizytor. - Chodź, robi się tu tłoczno. - Sai poszedł z Saa na kawę, gdzie jej wszystko dokładnie wyjaśnił. Dziewczyna nie miała zbyt dobrego kontaktu ze swoim duchem, nie wiedziała nawet podstaw jak inni.
- Co czyli jesteś władcą dusz i szukasz potępionych! A ja jestem jedną z nich!
- Ciii... mamy zostać w ukryciu. Więc jak? Piszesz się nato? - nastała chwila ciszy.
- T... tak.
- Ok, zostaw mi swój adres, wyśle po ciebie limuzynę. - tak, tym razem nie koperta (skończyły się). - Rachunak!

Dojście do ostatniego ducha było trudniejsze. Był to wysoko postawiony lekarz Kai Hiwatari leczył tylko najtrudniejsze przypadki. Tak więć Sai musiał wymyślić chorobę by dostać się do niego. Sai jest doskonałym aktorem tak więc udało się i dostał się do niego na diagnozę.
- Więc co panu jest.
- Cierpię na brak dusz. - odpowiedział rozkładając się w fotelu Sai.
- Że co proszę? - Kai nie wieży w to co słyszy.
- Potrzebuję potępionej duszy. - rzekł Sai podwyższając ton głosu.
- Cii, nie tak głośno. Ktoś nas usłyszy. - Kai chwycił się palcami za głowę. - Poczekaj, pogadaj z Shain.
- Czekam...
- Znowu nadeszła ta chwila. Ale tym razem jest inaczej. to znowu On zwołuję spotkanie. Jesteś posłańcem?
- Nie, jestem synem staruszka. No albo jak wolisz władcą dusz. To miejsce spotkania. Liczę, że przyjdziesz. - Sai położył kopertę na stole i udał się do wyjścia.
- Przyjdę na pewno.
- Dziękuje, za diagnozę doktorze! Na pewno nie zapomnę o lekach! - wykrzyczał wychodząc za drzwi.

Ostatniej duszy nie udało mu się znaleźć, nie wiedział jednak, że to ona znajdzie go. Zbliżał się dzień spotkania, dni leciały nieubłaganie. Aż w końcu jest... to już dziś. Późną nocą zaczęli się schodzić potępienie jeden po drugim. W końcu przybyli wszyscy. Stali przed wielką rezydując rodziny Akuto, przed ich nowym domem. Powitał ich tam ostatni z rodu - Sai Akuto, władca dusz i miał już zacząć mówić gdy przerwał mu ryk motoru. Przed zgromadzenie wybrańców zza muru wyskoczył motor z płonącym szkieletem jako kierowcą. Uderzył z hukiem w ziemię, ryjąc w niej przez dobre kilka metrów. Kierowca zszedł z pojazdu i chwycił łańcuch przewieszony przez ramię.
- Wszyscy... do środka. - powiedział Sai do wszystkich, którzy byli gotów jednak walczyć. Szczególne Alonse.
- Co?! Uciekać... mogę walczyć!
- Wiem, że możesz. Jednak muszę cię zmartwić, że jego się nie da pokonać.
- Ale...!
- Proszę. - powiedział czułym głosem ale zaraz później zmienił głos. - Do środka! Już! - tym razem posłuchali, jeden za drugim wbiegli przez wielkie drzwi rezydenci. Przed domem został Sai i Duch Zemsty.
- TY! Zapłacisz za swoje grzechy! - Ghost chwycił Sai'a za nogę łańcuchem i przeciągnął do siebie. Chwycił go za szyję i spojrzał mu w oczy. - A tera... poczuj ból!

Rozdział 5 - Człowiek bez duszy vs. Płonący skurwiel bez duszy



- TY! Zapłacisz za swoje grzechy! - Ghost chwycił Sai'a za nogę łańcuchem i przeciągnął do siebie. Chwycił go za szyję i spojrzał mu w oczy. - A tera... poczuj ból!
Duch zemsty użył na Władcy Dusz tą samą moc jaką użył na inkwizytorze, moc która jest tak straszliwa, że obawia się jej każdy. Teraz Sai jest właśnie jej poddany... spojrzenie Ghost Ridera.
- To twój koniec Sai Akuto... spójrz mi w oczy... i giń! - ręka na szyi chłopaka zacisnęła się trochę bardziej a spojrzenia obydwu spotkały się.
- Niezła próba. - powiedział Sai zachowując spokój. Patrzył w oczy straszliwemu Ghost Rider'owi i nic się nie działo. Zupełnie nic. Jakby duch zemsty nagle stracił całą swoją moc. Ale nie, czaszka ciągle płonęła... tylko jego spojrzenie. Coś było nie tak, nie działało tak jak powinno.
Sai chwycił rękę demona i oderwał się od niego. Oboje byli jakieś dziesięć metrów od siebie. Ghost chwycił swój łańcuch dwoma rękami i zacisnął go mocniej. Sai stał z rękami w kieszeni i obserwował ruchy potwora.
- Jak?! - demon wydał z siebie głos, który brzmiał jak z najgłębszych otchłani piekła. Jego łańcuch rozgrzał się do czerwoności. Reszta potępionych oglądała całe widowisko z okien domu. Nie czuli się tam może super bezpiecznie, w końcu to tylko budynek - można go zniszczyć, ale na pewno byli tam bardziej bezpieczni niż na zewnątrz w środku walki.
- Jak? Wiem trochę o tobie i wiem, że twoje spojrzenie pali dusze grzeszników. Nie no wszystko było by dobrze i leżał bym teraz martwy gdyby nie jedno małe ale... ja... nie mam duszy. A trudno spalić coś co nie istnieje. - odpowiedział Sai i wyciągnął ręce z kieszeni.
- To Cię nie ochroni! - Ghost wziął zamach ręką i swym płonącym łańcuchem próbował dosięgnąć Sai'a. Chłopak zrobił unik, łańcuch minął go o włos... żar z łańcucha spadł mu na polik wypalać jedynie małą dziurkę. Demon zemsty nie zaprzedał ataku, jego motor uderzył w Sai'a i wjechał nim w drzewo. Motor potrafił poruszać się bez kierowcy... po ataku wrócił za właściciela. Sai wściekły podniósł się z resztek drzewa... drzewa, które do pokoleń rosło na posiadłości jego rodziców. Jego oczy były te same co dawnej, fioletowe - tzw. wszech oczy. Nie miały one tak specjalnej właściwości jak oczy jego przeciwnika, no ale pomagały dostrzec szczegóły nie widoczne dla ludzkiego oka. Sai był wściekły, nawet bardzo, gniew w nim stawała się coraz większa z każdą sekundą... pojawiła się wokół jego ciała niebieska energia - mana. Energia, która podobno zniknęła z Ziemi po połączeniu wymiarów. Niegdyś składało się z niej wszystko i nic, a teraz bardziej to drugie.
- To drzewo... koniec żartów! - pod oczami Sai'a pojawiły się jeszcze jakby czerwone kły, w postaci tatuażu. Tak wyglądała prawdziwa postać władcy dusz. Ghost był gotowy do walki, zaczął kręcić łańcuchem nad głową i wydawał z siebie psychopatyczny śmiech.
- Koniec... to dawaj! Hahahaha! - oboje zaszarżowali na siebie. Zderzenie wytworzyło w ziemi krater. Żaden z nich nie odpuszczał. Ghost bardziej skupił się na ataku, zaś Sai starał się blokować bądź unikać jego potężnych ciosów. W końcu nie wytrzymał, cios demona trafił idealnie. Sai uderzył w płot. Kilka drutów powbijało mu się w nogę i ramię. Rany zaczęły poważnie krwawić, po jego ciele spływało coraz więcej krwi. Powstawała już pod nim mała kałuża czerwonej cieczy. Ghost nie przestał atakować, pociągnął Akuto łańcuchem za nogę i przyciągnął do siebie. Druty powbijane w Sai'a w tym momencie gwałtownie wysunęły się powodując niewiarygodny ból. Jakby tego było mało demon zemsty położył rękę na szyi chłopaka i zaczął pozbawiać go życia, dusząc go.
- Teraz poczujesz... prawdziwy ból. - Ghost rzucił go na ziemię całego owiniętego łańcuchem i zaczął powoli, stopniowo przypalać śmiejąc się przy tym. Sai nie mógł się ruszyć, w dodatku rana po drutach dawała o sobie znać. Było ciężko... ale Sai nie zapomniał o jednym...
- Nie... tak nie będzie. Zniszczyłeś to drzewo! Tak więc... zabiję cię! - łańcuch... pękł. Drobne kawałeczki broni rozprysnęły się po okolicy. Krwawienie chłopaka ustało, a jego oczy... były puste. Nie pokazywały już żadnych emocji.
Demon zagwizdał, a jego motor zaczął z ogromną prędkością jechać prosto na Sai'a. Jechał, jechał no ale nie dał rady dojechać. Chłopak chwycił za czaszkę ducha i cisnął nim w pędzący motor. Nastąpiło zderzenia i Ghost zarył w ziemię. Jego płomień zgasł. Co do Akuto, to wrócił do siebie. Jego emocje wróciły.
- No i opylało się niszczyć to drzewo? Pst. - trzymając się za ramię i kuśtykając szedł w stronę rezydencji. Myślał, że to już koniec. No ale nie wiedział jak mocno się mylił. Ghost nie miał zamiaru się tak łatwo poddać. Jego płomień nagle ponownie się rozpalił. Zdjął zapadowy łańcuch z motoru i zarzucił go na szyję Sai'owi. Szybko wstał i znowu śmiejąc się zaczął dusić chłopaka łańcuchem.
- Sai... zapraszam cię do piekła!
- Sorki, ale jeszcze się tam nie wybieram. - chłopak próbował walczyć, ale siła Ghost Rider'a była zbyt duża, powoli tracił przytomność. Całe, życie przelatywało mu przed oczami. Nagle wszystkie obrazy zniknęły... nastał mroki. Słyszał tylko głos... znajmy głos.
- Władca dusz, władca dusz... tyle razy słyszałem to wśród ludzi. Na prawdę cię potrzebują chłopcze. Twoja moc... pamiętasz? Uwoli to! Zrób to... pokaż wszystkim prawdziwy mrok. Pokaż wszystkim mrok i światło. Pokaż im co znaczy być prawdziwie potępionym. Przepraszam, Sai... tak musi być. To jest twoje przeznaczenie... to twoja droga... - Sai zobaczył światło. Obraz wrócił, ale koszmar trwał dalej. Ghost dusił go, nie przestawał i nie zamierzał dopóki nie pozbawi ofiary życia, a nie zostawi nawet jej okruszka. Tak miało być ale... z rany na ramieniu zaczęło coś wychodzić. Był to wąż... a raczej coś co przypominało węża. Bardziej wyglądało to jak mały smok, był cały czarny i fragmentami innego koloru. Fioletowe były linie przypominające żyły i rozciągające się przez całe ciało monstrum.
Wężowaty stwór wydał z siebie cichy ryk, a właściwie pisk i ugryzł Ghosta w kark. Demon puścił łańcuch, a Sai padł na kolana. Zobaczył przed swoją twarzą głowę potwora, która otarła się o jego polik jakby chciała się podlizać.
- Co to... kur..? - promienie słońca padły na jego twarz, wtedy makowata bestia zniknęła... podobnie jak jego wszystkie rany. Pozostał tylko dokuczliwy ból całego ciała. Ghost tak samo zniknął. Na ziemi leżało tylko ciało rudego chłopaka, a był nim Ichigo Blaze.

Rozdział 6 - Zebranie potępionych



Minęły dwa dni od walki ducha Ichigo i Sai'a. Rudy chłopak był cały czas nieprzytomny, a cała reszta zdążyła się przyzwyczaić do nowych pokoi, no i oczywiście całego domu. Pokoje były duże, jak nie powiedzieć ogromne, w każdym była osobna łazienka, a w niej... wielkie jacuzzi i plazmowy telewizor. W tym wielkim domu praktycznie nikt się z nikim nie widywał, tylko Saa... dziewczyna cały czas opiekowała się nieznajomym chłopakiem. Przesiadywała całe dnie w jego pokoju, czekała kiedy się obudzi. I taki dzień właśnie nadszedł... chłopak drugia dnia popołudniu otworzył oczy. Jego pierwszym widokiem była Saa Falco.
- Co... kim jesteś? - spytał Ichigo lekko zdziwiony widokiem dziewczyny. - Długo tu siedzisz? - oddał po chwili widząc jak ziewa i ma podkrążone ze zmęczenia oczy.
- Czekałam, aż się obudzisz... jestem Saa. Miło mi. - dziewczyna odłożyła gazetę i uśmiechnęła się do chłopaka. 
- I.. Ichigo. - Blaze usiadł na łóżku i przetarł twarz. Mimo, że tyle czasu spał, był strasznie zmęczony.
- Coś nie tak? - powiedziała dziewczyna troskliwym głosem.
- Nie... ja, dziękuje. Nawet cię nie znam, a ty siedziałaś przy mnie cały ten czas. Nie wiem ile byłem nieprzytomny, ale... dziękuje. - po czym przytulił dziewczynę, ta lekko się zarumieniła. Nie trwało to zbyt długo, po chwili Ichigo wziął swoją skażaną kurtkę i bez słowa wyszedł z pokoju. Na zewnątrz nie było nikogo, chłopak zbliżał się do wielkiego salonu, od którego do wyjścia było tylko kilka kroków. Chciał się niepostrzeżenie wydostać z budynku i odjechać. Już miał naciskach klamkę do drzwi, ale... objęła go wcześniej spotkana dziewczyna i nie pozwoliła mu wyjść. 
- Co ty robisz?
- Ja... ty nie możesz odejść! - Ichigo wziął jej ręce ze swojego brzucha, obrócił się i spojrzał w jej oczy.
- Muszę... nie wiesz kim jestem.
- Wiem! I nie pozwolę ci odejść! Masz w sobie... - dziewczyna stanęła między nim a drzwiami a jej ręce zapłonęły. ... ducha zemsty. - Ichigo patrzył na płonące ręce Saa i nie wiedział co o tym myśleć. Nie spotkał w swoim życiu dużo potępionych, chociaż sam był jednym z nich.
- Twoje ręce... to?
- Tak! Podpisałam pakt z diabłem i otrzymałam za to duszę... wcale nie taką słabą. Więc nie wyjdziesz stąd, nawet jak będę musiała cię zatrzymać siłą. - Saa uderzyła pięścią o ścianę i wokół tego miejsca pojawiły się płomienie, które szybko zgasły.
- Taa, ona ma rację Ghost. Nie możesz odejść. - Ichigo usłyszał czyść głos, zdziwiony spojrzał w bok, był to Sai Akuto.
- Pst, następny. - Ichigo próbował odepchnąć dziewczynę ale ta uderzyła go w brzuch i stracił przytomność. W tej formie był słabszy, a teraz jeszcze był osłabiony. Jego kontrakt polegał na tym, że mógł się zmieniać tylko w nocy. Zależy to jednak od jego woli czy to zrobi czy nie.
Blaze obudził się w jakimś pokoju, byli tam wszyscy potępieni zgromadzeni przez Sai'a. Ichigo leżał na sofie, brzuch miał cały obolały.
- poliwag, nie da się was przekonać co? - rzekł zdenerwowany Ichigo wstając z niewygodnej sofy.
- Nie raczej nie. - odpowiedział Sai wchodzący właśnie do pokoju. Władca dusz podszedł do chłopaka i podał mu rękę - Jestam Sai Akuto.
- Ichigo Baze. - Ichigo nie podał ręki Sai'owi tylko zaczął iść w stronę wyjścia. Akuto to zignorował.
- Tak więc... zebrałem was tutaj, potępionych byłych strażników piekieł... - Ichigo zatrzymał się.
- *Wszyscy oni to?* * Hehehehe, Ichigo... może zostaniemy. - Ichigo pomyślał, usłyszał w głowie głos swojego ducha.
- ... potrzebna mi wasza pomoc. Jak wiecie jestem Władcą dusz, moim celem jest... przywrócić świat do normy.
- Ta ciekawe jak! - powiedział rozłożony na fotelu Itachi.
- Tego już się nie da naprawić. - dodał zimno Son.
- To może wam kogoś przedstawię. Hehe... - do pokoju weszła postać w kapturze. Był to ten sam staruszek co wychował młodego Sai'a. Stanął na środku i zaśmiał się... spowodowało to drżenie całego pokoju.
- Oto osoba, która mnie wychowała... to Bóg. - Ichigo zamarł w miejscu, sam nie wiedział dlaczego. Ghost dobijał się do jego ciała i chciał wyjść na zewnątrz.
- Tak, dziękuje za przedstawienie Sai. - powiedział staruszek.
- Jak to możliwe? - Alonse była w szoku tym co właśnie usłyszała, podobnie jak wszyscy obecni. Tylko Inad wydawało się, że go to nie obchodzi. Siedział sam w cieni i... próbował zasnąć, ale cały czas był czujny i słyszał wszystko dookoła.
- Kiedy nasze światy złączyły się, został On zdradzony przez swoje Anioły i uwięziony w ziemskim wymiarze. Nie może wrócić. Naszym celem, jest oddzielić wymiary i... przywrócić Boga na jego miejsce.
- Ale co to nam da? Skoro i tak rozdzielimy wymiary. - spytał Kai stojący niedaleko.
- To, że nawet jak oddzielicie się od wymiarów anioły znowu je połączą. Możecie robić tak ciągle, ale dopóki ta osoba, która mnie zdradziła włada tam to nic wam to nie da. - Ichigo wybuchł i zmienił się w Ghosta.
- Ty... bóg! - tym razem Ichigo nie miał kontroli, przeją ją całkowicie Ghost.
- Zmieniłeś się... Zaratos. - stwórca jak i Ichigo stali na przeciwko siebie. Co zrobi Ghost? Tego nie wie nikt, on jest nieprzewidywalny.

Rozdział 7 - Upadły Święty vs. Zdradzony Anioł



- Naprawdę? - powiedział sarkastycznie Zaratos jego łańcuch spadł uderzając w ziemię, a po chwili leciał już w stronę Jahwe rozgrany do czerwoności...
- Zaratos, starczy. - Bóg chwycił gorący łańcuch gołą ręką. Ghost szarpnął kilka razy ale ani drgnął.
- Przestać... zmęczony dziadziu? - czaszka Ghosta nie paliła się tak mocno nigdy wcześniej. Zacisnął drugą rękę i rzucił się na staruszka. Starzec zatrzymał pięść Ghosta... a raczej Ichigo. Cała ręka aż do łokcia wrócił no normalnej postaci jak tylko spotkała się z Jahwe.
- To bez sensu. - próbował go powstrzymać, ale bez skutku. Ghost odskoczył i późnił swój łańcuch, który i tak był na razie bezużyteczny. Przechylił głowę w prawo później w lewo, było słychać strzelanie kości. Zaratos zacisnął ponownie rękę, tym razem prawą, która zapłonęła. Nie zwykłym ogniem... ogniem prosto z piekła.
- Teraz... to koniec. - Ghost pojawił się przy Bogu i wziął zamach... nastąpił blask.
- Co do...? - rzekł Sai obserwujący to wszystko z daleka, nie chciał się wtrącać. Tak samo jak reszta. Cała ściana pokoju i duża część dach poszła do diabła. Do pokoju wpadały jasne promienie słońca, padające prosto na płonącą czaszkę Zaradosa i na płaszcz Jahwe. Tek... Ichigo zmienił się za dnia.
- Cicho mi tam! Nie macie co robić? - powiedział Inad przewracający się na drugi bok.
Wracając do naszej walki...
- Skończymy to gdzie indziej. - W Zaratosa uderzyło jasne światło i zniknął. Bóg tak samo.

Pojawili się w innym wymiarze... boskim wymiarze zwanym Rajem. Wszędzie było pełno roślin. Od kwiatów po wielkie drzewa, a największe z nich rosło pośrodku. Wielkie drzewo sięgające do nieba.
- Tu możemy iść na całość. - rzekł bóg ale już wtedy wokół jego nogi owinął się łańcuch.
- Bye bye. - Ghost wyrzucił staruszka w powietrze a później gwałtownym ruchem ręki wbił go w ziemię. - Game Over.
Gdy kurz opadł w miejscu uderzenia leżał tylko płaszcz. Ciała nie było.
- Co?! - wokół Ghosta pojawiło się światło, które uniosło jego ciało w powietrze... i zmieniło w Ichigo. Mimo to Ghost nadal miał kontrolę nad ciałem chłopaka. 
- Po co tyle gniewu? - Jahwe stał przed nim w płaszczu... mimo, że tamten leżał na ziemi.
- Pss... gniewu? To jeszcze nie jest gniew! - głowa Blaze'a zapłonęła i zmieniła się w płonącą czaszkę. Światło zostało przytłoczone przez piekielną energię i całkowicie zniknęło. Sam Zaratos stanął z powrotem na własnych nogach i zaczął iść w stronę starca. - Wysłałeś mnie na ziemię jako Ducha Sprawiedliwości... później zostawiłeś bez żadnej, nawet najmniejszej pomocy! Byłem torturowany, a ty nie zrobiłeś NIC! Teraz się pytasz po co tle gniewu?! Mimo to cieszę się... a teraz pora na pokutę. - demon mocniej zacisnął łańcuch, który zapłonął.
- Zaratos... nie próbowałem ci pomóc? A jak myślisz dlaczego zstąpiłem na ziemię? Chciałem ci pomóc, ale nawet ja nie mam władzy w piekle. Szatan był nieubłagany, nie chciał nic w zamian.
- Pieprzysz! - krzyknął Ghost idąc dalej.
- W dodatku zostałem wtedy zdradzony, gdy byłem poza niebem Nothun przejął większą część mojej mocy. Nie byłem już na tyle silny by o ciebie walczyć. Ukryłem się wśród ludzi.
- Nothun? - Ghost zatrzymał się. Jego nadzwyczajnie duży płomień zmalał do naturalnej wielkości. - Pamiętam szmatę. Nigdy go nie lubiłem.
- Więc jak będzie? Pokój?
- Na razie... gdy rozwalę głowę Nothunowi, wrócę po ciebie.
Oboje wrócili do willi Akuto. Wszyscy czekali na ich powrót. Ichigo był już w swoim ciele.
- Co się poliwag stało? - powiedział pijący wódkę John. Obok siedziała Alonse i głaskała swojego kota. Dziewczyna nic nie powiedziała na ich powrót.
- Skończyliście, wygłupy? - rzekł chłodno Sai wchodzący akurat do pokoju. - Miałem przez was problemy z Inkwizycją. Na szczęście uwierzyli w pralki... taa te cholerstwa często ostatnio wybuchają. Gdy nie to... - Ichigo przeszedł koło niego szturchając Sai'a ramieniem.
- Zamknij się... mam wystarczająco problemów. Na przyczajony w gatkach mnie obchodzi Inkwizycja. - powiedział rudy i opuścił pomieszczenie (a raczej pół pomieszczenia). Niedługo później reszta wróciła do swoich codziennych zajęć. Został tylko chrapiący w końce Inad.

Rozdział 8 - Inad Gray - dziecko nocy



Minęły dwa tygodnie od starcia Jahwe z Zaratosem. Ichigo został ale mało kto go widywał w willi zazwyczaj przebywał poza nią i przychodził tylko na ważne spotkania. Wszyscy zapoznawali się ciągle z nowym domem, w końcu nie trudno było się w nim zgubić. Składał się on z trzech pięter w górę i jeszcze z pięciu pieter w dół. Pa pierwszych "-1" i "-2" znajdował się podziemny parking. Głębiej był magazyn na ostatnie dwa zajmowały lochy, do których dostęp miał tylko Sai. Sama willa stała po środku wielkiej puszczy należącej od wieków do rodziny Akuto.

Jest środek nocy, o tej porze poziom przestępczości osiąga największy poziom, a interwencje inkwizycji najmniejszy. Jest to idealna pora dla przestępców, którym dotąd Inkwizycja siedziała ciągle na ogonie.
Większość w will Akuto już spało, jednak nie wszyscy. Było kilka osób, które preferowało nocny tryb życia. Ichigo kilka dni temu wyjechał na swoim motorze i do teraz nie wrócił. Było wiadome, że poluje na grzeszników paląc ich dusze, a przy tym śmiejąc się psychopatycznym śmiechem... normalka. Sai siedział na jednym z drzew i wpatrywał się w księżyc. Młody Akuto nie mógł spać, od kilku lat miał koszmary, które nie pozwalały mu spać. Alonse brała nocną kąpiel spłacając tym samym część swojego kontraktu. Został jeszcze Inad, który przesypiał większość dnia i wychodził w nocy.

Tym razem udał się do Tokio do jego mieszkania z dzieciństwa. Cały wieżowiec był zamknięty z powodu zagrożenia zawalenia. Chłopak siedział na parapecie okna na wysokości ósmego piętra.
- Ładna noc. - powiedział do siebie przeciągając się.
- I tu się muszę z tobą zgodzić... partnerze. - usłyszał w głowie głos duszy... głos Yamiego.
- Taa... ile to już lat? Dziesięć?
- Nie inaczej, a ty ciągle wypłacasz się ze swojego kontraktu. Za to cię lubię Inad.
- Zaczekaj mały! - usłyszał chłopak z dołu. Gdy spojrzał na ulicę zobaczył uciekającego chłopca i goniącego go mięśniaka. Mężczyzna miał około 30 lat i był ubrany w skórzana kurtkę z kolcami. Dziecko miało 13 lat i wyglądało na żebraka.
- Wiem, że dostałeś dzisiaj sporo kasy. Nie taką mieliśmy umowę. - chłopiec nie miał już gdzie uciec... był przyparty do muru.
- Panie... wiem dałem wam większość. Muszę z czegoś życzyć!
- To nie starcza ci, że gang cię przyjął i zapewnił dach nad głową? Dawaj kasę!
- Ale! - gdy usłyszał to słowo spojrzenie mężczyzny stało się groźniejsze a jego ręce... pokrył metal.
- Co ale...? No co? Zaskoczony?! Hahahaha! - mężczyzna uderzył kilka razy chłopca metalową ręką i wytrząsnął z niego całą kasę jaką miał. Z uśmiechem na twarzy zaczął odchodzić.
- Potępiony... - zaczął mówić Yami ale Inad nie dał mu skończyć.
- Wiem i to z marną duszą. - powiedział i zeskoczył z ósmego piętra... o dziwo nic mu się nie stało.
- Potraktuj to jako ostatnie ostrzeżenie gówniarzu! - wykrzyczał na cały głos, było to słychać w całej opuszczonej dzielnicy. Na jego ramieniu pojawiła się ręka Inada.
- Jesteś trochę za głośno. Wiesz? - powiedział Gray. Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na niego. W jego oczach był tylko gniew.
- Następny gówniarz? To nie twoja sprawa! - jego pięść znów stwardniała... Inad dostał z niej prosto w policzek, ale nawet nie drgnął.
- Myślałem, że chociaż zaboli. - powiedział znudzony, wokół niego pojawiła się czarna mgła. Mężczyzna cofnął się gniew zmienił się w strach.
- P.. potępiony? - wyjąkał "goryl".
- Ta... współczuje ci. Dostać tak słabego ducha. - Gray spojrzał na księżyc. Zaczął się zmieniać w coś co przypominało wampira. Wyrosły mu kły, oczy zmieniły się na czerwone a zamiast paznokci miał twarde szpony. - Teraz pokarze ci co to znaczy mieć... - Inad zniknął i chwycił go za gardło. - Prawdziwego ducha. - teraz całe ciało gangstera spowiła chmura śmierci. Wyssała z niego życie pozostawiając go tylko odrobinę. Gdy chmura zniknęła ciało mężczyzny było całkowicie białe. Inad wrócił do swojej postaci i rzucił nim o ścinę. Człowiek wydawał z siebie ciche jęki.
- Jedno ścierwo mniej. - powiedział Yami w głowie Gray'a, ale ten to zignorował. Dziwnie by wyglądało jakby gadał ze sobą. Podszedł do chłopca i pomógł mu wstać.
- No dzięki... teraz to już na pewno po mnie. - w jego głosie było ani trochę wdzięczności.
- No i weź tu bądź miły. - rzekł pod nosem Inad. - Założymy się? Co to za koleś?
- Ten? Należał do gangu do którego wstąpiłem. Był tylko płotką... teraz to mam prawdziwy problem. Jestem Akira. - zaczął mówić chłopiec. Inad zabrał chłopca do willi i wysłuchał informacji o gangu. Był tu Gang Ookamihanta i prawdopodobnie składał się z potężnych potępionych. W will przekazał informacje Sai'owi i poprosił o schronienie dla chłopca.
- Jasne, jeden pokój mi nie robi różnicy... który wybierasz? Od 12 do 425. - rzekł Sai pokazując chłopcu listę pokoi. Akira zrobił wielkie oczy gdy zobaczył ile ich jest i postanowił wybrać pierwszy lepszy padło na 13. Inad i Sai zostali sami.
- To co robimy z tym gangiem? - spytał Gray patrząc na obraz wiszący w pokoju Akuto.
- No chyba nie mamy wyjścia, nie możemy ich tak zostawić... będzie wojna.

Rozdział 9 - Powrót i początek zniszczeń



Następnego dnia do gangu Ookamihanta został wysłany posłaniec z wiadomością...
- Co?! - rzekł mężczyzna czytając wiadomość. Na jego kolanach siedziała miła pani, których z resztą było pełno w całym budynku. Ściany były pomalowane na krwisto czerwony kolor i tylko w niektórych miejscach na czarno. Śmierdziało tu tytoniem i alkoholem. Nie ważne gdzie się spojrzało tam zawsze był jakiś mięśniak w towarzystwie jakiejś kobiety, butelki jakiegoś trunku lub z tym i z tym.
- Co jest szefie? - do siedzącego mężczyzny podszedł inny z zasłoniętą twarzą. Szef mu nie odpowiedział tylko napisał coś i dał kartkę posłańcowi.
- Kevin... wypierdol go stąd. - powiedział do człowieka w masce, który posłuchał polecenia. Wziął posłańca za gardło i wywalił za drzwi. Po czym spokojny z rękami w kieszeni wrócił do bossa.
- Co jest? - spytał siadając na sofie obok, a do niego dołączyły po niego dwie prostytutki.
- Haha... szykuj ludzi będzie... mord. - mężczyzna na fotelu wstał z niego i poszedł z kobietą do innego pokoju.
- Ta! Ludzie... koniec imprezy! Szykować broń.

- Wróciłeś?
- Ta. - odpowiedział Ichigo chowając kluczyki do kieszeni skóry. Podszedł do Sai'a i przywitali się.
- Jest problem. - rzekł cicho Akuto. Nie mógł jednak dokończyć bo na korytarz weszła Saa.
- Ichigo! - krzyknęła i rzuciła się mu na szyjąc. Blaze nie ogarniał o co chodzi.
- He?
- Gdzieś ty był?! Myślałam już, że będziemy musieli zaczynać bez ciebie. - rzekła dziewczyna puszczając rudowłosego.
- Zaczynać co?
- Saa... on nic nie wiem. Wszystko mu wyjaśnię ty idź zebrać wszystkich. - powiedział Sai do Falco a ta kiwnęła głową i energicznie żwawym krokiem poszła w głąb rezydenci.
Ichigo i Sai poszli do barku i zaczęli pić.
- Jak wiesz naszym celem jest... - tu zrobił sobie przerwę i wypił kieliszek wódki. - połączenie wymiarów. Aby tego dokonać musimy pozbyć się z tego wymiaru wszystkich silniejszych inkwizytorów i potępionych. Co będę jadł wafle bez sensu... szykuje się wojna.
- Polej... - powiedział Ichigo. Sai zrobił to... po kilku jeszcze kolejkach poszli do sali narad.

Gdy narada odbywała się do sali wkroczył lekko pobijany posłaniec.
- Mama odpowiedź. - powiedział dając Akuto list.
- Masz tu małą dopłatę i idź już. - gdy Sai otworzył i przeczytał notatkę zapadła cisza.
- No i? - rzekł zniecierpliwiony John.
- Dzisiaj o zachodzie słońca... dwa pojedynki dwóch na dwóch. - przeczytał z kartki Sai i spojrzał na resztę.
- Chcą nas sprawdzić! - wyskoczyła Alonse. - Daj mi iść! Pokonam wszystkich czertach! - szkarłatnowłosa była podekscytowana, że w końcu będzie mogła walczyć.
- Dobrze...
- TAK! - wykrzyknęła z radości.
- ...Ale pójdziesz tam z Son'em.
- Że ja? Dobra. - uśmiechnął się Son i wylał cole, którą pił. Ta uformowała się w kształt loda, którego Son włożył do buzi. Alonse nie była zadowolona. Wolała iść tam sama. No ale kiwnęła głową obojętnie.
- Ustalone. Do pozostałej dwójki pójdę ja i Ichigo. Reszta zostaje w willi. - rezkł Sai i cąła czwórka udała się do podziemnego garażu (właściwe parkingu).

Zachód słońca. Dach Sunshine 60 Building (jednoego z największych wiezowców Tokio).
Na miejsce spotakania zjawia się szkarłatnowłosa Alose i Son.
- No w końcu... jednak nie jesteście tchórzami. - powiedział chłopak w czapce z rękami w kieszeni. Son patrzył na niego i jadł loda. Był trochę znudzony.
- Ty masz być naszym przeciwnikiem. - rzekł Son pogardliwie.
- Nie... ja mogę nim być. - zza chłopaka wyszła dziewczyna. Chłopak schylił się jakby na coś się przygotowywał. Nagle zniknął i pojawił się przy Alonse. Próbował ją kopnąć z wyskoku ale szkarłatnowłosa zablokowała cios nadgarstkiem. Jaj przeciwnik stanął na ziemi, wyciągnął jedną rękę z kieszeni i poprawił czapką.
- Jestem Kevin. - uśmiechnął się do dziewczyny, ale Alonse nie było już tam gdzie stałą wcześniej. Jaj pięść uderzyła go w brzuch, Kevin zgiął się w pół, wtedy szkarłatnowłosa kopnęła go w plecy.
- Alonse. - odpowiedziała ze satysfakcją.
- Heh... no to jazda. - powiedział chłopak i odepchnął się od ziemi. Zrobił obrót w powietrzy i wykonał cios. Alonse chwyciła jego nadgarstek. Na jego ręce było ostrze z lodu.
- Nic z tego. - powiedziała.
- Taa? - ostrze błyskawicznie wydłużyło się i wbiło się w brzuch dziewczyny. - Ha! Ha!.
- Zginiesz, skurwielu! - Alonse z bólem wyjęła ostrze i zaatakowała, spotkała jednak po drodze but Kevina. 
- Nie wydaje mnie się. - powiedział spokojnie i kopnął Alonse. Szkarłatnowłosa pojechała kawałek po ziemi i uderzyła w barierkę.
- Bijesz dziewczynę co? Może powalczysz ze mną? - za Kevinem pojawił się Son z lodowym ostrzem w ręku.
- Ja jestem twoim przeciwnikiem! - miecz zablokowała dziewczyna o niebieskich włosach i wykopnęła Sona z dachu.
- Dobrze Sara. - powiedział Kevin i pocałował dziewczynę.
- Ta, mam już ich chyba z głowy. - rzekła Sara po namiętnym pocałunku.
- Tak to jest jak się chce mierzyć z Ookamihanta. - powiedział i zaczął się śmiać. Jego dziewczyna tak samo.

Tymczasem w jednym z magazynów na miastem.
Do środka wchodzi Sai i Ichigo.
- Ciemno tu, czy na pewno... - zaczął mówić rudowłosy ale drzwi za nimi zamknęły się.
- Tak na pewno. - powiedział ironicznie Sai.
Zapaliły się światła, cały budynek był pełen zamaskowanych uzbrojonych ludzi. Ichigo i Sai byli otoczeni.
- To wasz koniec! - krzyknął człowiek z wyrzutnią rakiet. - Ruszcie się tylko a odstrzelimy wam... wszystko! Hahaha! - oboje uśmiechnęli się. Ichigo zaczął rozgrzewać kark, Sai nadgarstki.
- Ja biorę setkę z lewej, ty z prawej. - powiedział Blaze.
- Okey. - zgodził się Sai i wbił w pierwszego z brzegu rękę w brzuch, na jego twarz trysnęła krew człowieka.
- Kto następny? - powiedział Akuto i podniósł całą we krwi jego ofiary rękę. Cała reszta z  Ookamihanta cofnęła się i zaczęła strzelać do władcy dusz.

- Strzelać! To demony! - krzyknął ten z wyrzutną rakiet i strzelił w stronę Sai'a na drodze pocisku stanął Ichigo. Siła była ogromna, chłopak uderzył w ścianę magazynu. Członkowie gangu nie przestawali strzelać do gruzów ściany.
- Stać! - krzyknął jeden. Wokół miejsca ostrzału unosił się kurz, gdy opadł jeden z kamieni ruszył się... wszyscy znowu zaczęli strzelać.
- Nie koniec amunicji
- Ja też nic nie mam.
- Co teraz?! - było słychać wśród tłumu gangsterów. Wszyscy mieli nadzieję, że udało im się zabić rudego... ale szybko się przekonali, że mogą sobie o tym pomarzyć. Z gruzów wyłoniła się płonąca czaszka.
- Skończyliście? - Ghost spojrzał w na swoje ciało. - Zniszczyliście mi kurtkę. Ty! Tak ty! - rzekł do mężczyzny z wyrzutnią. - Zobaczmy ile wytrzymasz. - jego łańcuch owinął jego szyję. Człowiek pościł broń.
- Ja przepraszam... - próbował rękami zdjąć łańcuch, ale nie mógł. Był zaciśnięty zbyt mocno, a w dodatku był cały rozgrzany. Ichigo pociągnął za łańcuch, a wtedy głowa przestępcy uderzyła w ziemię i zniknęła w kałuży krwi.
- Co? Już?




http://oi48.tinypic.com/2wpl2js.jpg

Offline

 
Crystal Stories
PBF - Toplista gier PBFToplista gier PBFToplista stron Anime&MangaPokeFullToplista Anime Strefa The Best of PBF:: AnimeDream :: Toplista stron o mandze i anime::TopLista Naj Stron ANIME I MANGINajlepsze strony o Anime i Mandze w necie

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plpokoje w Rewalu sponsora szukam bełchatów stomatolog dębe wielkie